Miejsce
Miejsce
Szalejąca
wokół pożoga zbierała swe okrutne żniwo, lecz oni, jak gdyby nieświadomi
niczego oprócz swej własnej obecności, stali naprzeciw siebie nie śmiejąc
wykonać najdrobniejszego nawet ruchu. Oboje oddychali ciężko. Słone krople potu
spływały po ich twarzach. Dookoła strzelały wysoko pomarańczowe języki
płomieni. Ich blask, kiedy pożerały ruiny okolicznych budynków, był jedynym, co
rozświetlało mroki tej straszliwej nocy.
Młody
mężczyzna o ciemnych falujących włosach oraz niemal czarnych oczach w milczeniu
spoglądał na drobną dziewczynę, desperacko starając się nie dostrzegać niczego
innego. Jej widok przesłonił cały jego świat. Ona także patrzyła na niego.
Oboje nie mogli uwierzyć, że oto znów znajdują się tak blisko siebie. Czuł, że
się zmieniła. Stała się silniejsza. Bardziej pewna drzemiącej w niej ogromnej
siły. Lecz on także się zmienił, a ponowna bliskość dziewczyny oszołomiła go,
budząc w jego sercu uczucia, o jakich istnienie nigdy nie podejrzewał samego
siebie.
Gdy dał
niepewny krok w jej stronę, uniosła głowę, śmiało spoglądając mu w twarz swymi
ciemnymi, lśniącymi oczami. Jarzyły się w mroku nocy niczym dwa rozżarzone
węgle. Myśli mężczyzny gnały jak szalone. Oto miał ją tuż na wyciągnięcie ręki.
Całkowicie odsłoniętą. Bezbronną. Wystarczyłoby, aby odpiął od pasa swój miecz
świetlny, aktywował krwistoczerwoną klingę i jednym cięciem mógłby pozbawić ją
życia. Zemścić się za to, co mu zrobiła. Stanowiła dla niego zagrożenie. Była
jego zgubą, ale też…
Nadzieją.
Spoglądał
więc na nią bez słowa, zachłannie chłonąc widok jej oczu, ust, całej jej
twarzy, a wreszcie sylwetki. Do końca swych dni zachowa w swym sercu oraz
umyśle jej jasny obraz.
Gdy
spoglądał na nią teraz, w jego umyśle obudziło się wspomnienie ich walki, którą
stoczyli w śniegach bazy Starkiller. Okazała mu wtedy łaskę. Zlitowała się nad
nim. Mogła go zabić i z łatwością przejąć jego rolę, lecz nie zrobiła tego.
Pozwoliła mu żyć, aby pewnego dnia znów mogli się spotkać…
Oczy
dziewczyny, kiedy patrzyła na niego, lśniły niczym gwiazdy, a ich blask przyciągał
go, hipnotyzował, mamił, obiecując coś, czego nigdy wcześniej nie zaznał.
—
Potrzebuję — rzekła nagle, a jej głos zabrzmiał w uszach młodego mężczyzny
niczym najsłodsza muzyka — kogoś, kto wskaże mi moje miejsce w tym wszystkim…
Choć
zaskoczyły go jej słowa, nie dał tego po sobie poznać. Wyraz jego twarzy
pozostał niewzruszony, podobnie jak jej. Choć nie odwróciła od niego wzroku,
nie uśmiechnęła się także, ani nie wykonała żadnego gestu, który mógłby
zdradzać jej intencje. Lecz, czy mógł, czy miał prawo tego od niej żądać? Kiedy
skończyła mówić, mocno zacisnęła usta, a jej twarz zastygła w hardym wyrazie.
Nie miała pewności, w jaki sposób on odbierze jej słowa. Nadal czuła przed nim
lęk zmieszany z rosnącą fascynacją oraz litością. Mógł znieść litość. Dla niej
mógłby znieść nawet pogardę. Lecz boleśnie zranił go jej lęk oraz strach przed
nim. Wiedział, że nie mógł winić jej za te uczucia. Była świadkiem okrutnych i
straszliwych rzeczy, które czynił z zupełnie dla niej niezrozumiałych pobudek.
Pragnął jej jednak pokazać, udowodnić, że może mu zaufać.
Wśród
trawiących okolicę pożarów, pośród rozlegających się wokół krzyków oraz jęków
umierających żołnierzy, wyciągnął ku niej dłoń.
Koniec
Komentarze
Prześlij komentarz